Inspiracją do pokonania na rowerze tak długiej trasy była turystyczna odznaka PTTK „Przyjaciel Ziemi Lubskiej”. Z wykresu wysokości trasy wynikało, że praktycznie cały czas trasa biegnie z górki. Nic bardziej mylnego. Ale zacznijmy od początku.
Moim celem było pokonanie drogi biegnącej w miarę jak najbliżej wzdłuż rzeki Lubszy wraz z wymienionymi do zwiedzenia miejscowościami, o których jest mowa w regulaminie odznaki, a które położone są nad tą rzeką.
W te rejony Polski do odbycia służby wojskowej trafiali głównie ludzie z górnego śląska. W późniejszych latach, nie jednokrotnie towarzyskie rozmowy sprowadzały się do przygód z wojska i historii z nimi związanych. Wówczas walory turystyczne w tych rejonach Polski nikogo nie interesoweały, wręcz przeciwnie - każdy starał się jak najdalej uciec stąd. Czas i wiek robią swoje i niejednokrotnie człowiek wraca, również i w tym przypadku, do korzeni jakimi była dwuletnia służba wojskowa w Gubinie, Żaganiu czy Żarach, miejscowościach zwanych w żargonie rezerwistów „Trójkątem Bermudzkim”.
Trasę przejazdu wyznaczyłem sobie w taki sposób, aby poruszać się jak najbliżej brzegów rzeki Lubszy. Do około 30 km droga była prosta, łatwa i przyjemna, później zaczęły się schody pod górę. Trasa niejednokrotnie przebiegała przez zarośnięte wysoką trawą łąki, drogi leśne, którymi mało kto uczęszcza, a piaszczysta nawierzchnia niejednokrotnie wymuszała piesze prowadzenie roweru, natomiast drogi wyłożone kamieniami rzecznymi lub polnymi powodowały luzowanie się śrub w rowerze – ale czego nie robi się dla satysfakcji i własnej przyjemności. W końcu 79 km jakie przejechałem to chyba odpowiednik 150 km drogami asfaltowymi. Jeśli ktoś zapyta czy warto było – odpowiedź brzmi „tak”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz